Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Baner reklamowy - firmy Północ Nieruchomości
Reklama Twój Agent Ubepieczenia

Wojnę o dojazd rozstrzygnie sąd

Małżeństwo z Włodawy kupiło w Chełmie kamienicę przy ulicy Kopernika. Chcieli ją wyremontować i utworzyć w budynku ośrodek rehabilitacyjny dla niepełnosprawnych dzieci. Od lat nie mogą jednak zrealizować swoich planów. Jak twierdzą, na wszelkie możliwe sposoby przeszkadza im w tym spółdzielnia, z którą sąsiadują. Zarząd spółdzielni z kolei przekonuje, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Spór ma rozstrzygnąć sąd.
Wojnę o dojazd rozstrzygnie sąd
Spółdzielnia odgrodziła się od sąsiada siatką, uniemożliwiając mu jednocześnie dojazd do kamienicy

Kamienica zlokalizowana jest obok bloku wchodzącego w skład spółdzielni mieszkaniowej Rondo. Blok pojawił się znacznie później niż kamienica, ale jak przekonują włodawianie, mieszkańcy spółdzielni mają najwięcej do powiedzenia w kwestii "dobrosąsiedzkich stosunków".

- Gdy zaczęliśmy remont budynku, nasyłali na nas wszelkie możliwe kontrole. Gdy musieliśmy ustawić rusztowanie od ulicy, wymagano od nas wręcz absurdalnych odległości i zabezpieczeń - mówi pan Krzysztof.

- Na początku nasza współpraca układała się dobrze - przekonuje zarząd spółdzielni. - Dopiero kiedy chcieliśmy wyegzekwować zapisy naszego porozumienia, zaczęły się problemy.

Skok przez płot

Wejście do kamienicy znajduje się od podwórza. Problem polega na tym, że aby dostać się do swojej działki, pan Krzysztof, jego żona czy ekipa remontowa muszą przejść przez działkę należącą do spółdzielni. Sęk w tym, że spółdzielnia postanowiła odgrodzić się siatką od sąsiada.

- W ten sposób pozbawili nas dojazdu czy też  dojścia do naszej nieruchomości. Płot został ustawiony bez naszej zgody, na dodatek znajduje się na naszej działce - twierdzi pan Krzysztof. - Aby dostać się do budynku, który jest naszą własnością, musimy skakać przez siatkę z wystającymi prętami. Już kilka razy poraniłem sobie nogi. Robotnicy, którzy robią remont, też ciągle się zmieniają, bo nikt nie chce skakać codziennie przez ogrodzenie. Lata mijają i budynek w dalszym ciągu nie nadaje się do użytku.

Włodawianie twierdzą, że płot postawiony został na ich działce i na dodatek bez ich zgody. Zupełnie inną wersję przedstawia zarząd spółdzielni Rondo.

- Gdy ten pan rozpoczynał remont, przyszedł do nas i spytał, czy może skorzystać z naszego terenu i wywieść gruz. Podpisaliśmy oświadczenie, że wyrażamy na to zgodę, ale w razie zniszczenia kostki, sąsiad zobowiązuje się do jej naprawy - tłumaczy jeden z członków zarządu spółdzielni. - Gdy na naszym terenie pojawił się ciężki sprzęt, doszło do zapadnięcia się kostki i zniszczenia studzienki. Niestety, właściciele kamienicy nie poczuwali się do naprawy, twierdząc, że to nie oni uszkodzili nawierzchnię. Naprawiliśmy więc szkodę sami i zdecydowaliśmy na odgrodzenie naszej działki.

Jak przekonuje zarząd SM Rondo, ogrodzenie ustawione zostało na działce spółdzielni,  z zachowaniem wszelkich przepisów prawa. - Sprawdziliśmy to dokładnie w dokumentach - zapewnia.

 Sprawą nielegalnego, jak przekonuje właścicielka kamienicy,  płotu nie chce zająć się nadzór budowlany, gdyż jak tłumaczy Jacek Osmoła, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego, nie leży to w jego kompetencji.

- Budowa ogrodzenia nie wymaga uzyskania pozwolenia na budowę, jednakże w określonych przypadkach zamiar budowy ogrodzenia powinien zostać zgłoszony. W tym wypadku jednak nie było takiej potrzeby. Kwestie własnościowe muszą być rozstrzygane na drodze sądowej między zainteresowanymi stronami - wyjaśnia Osmoła.

 

Sąd wydał zgodę, a potem ją cofnął

Właścicielka kamienicy wystąpiła do sądu o ustanowienie drogi dojazdowej. Sąd przychylił się do jej wniosku, argumentując m.in., że "brak jakiegokolwiek dojazdu do działki oznacza niemożność dowiezienia na działkę budynku mieszkalnego (...) materiałów budowlanych niezbędnych do dokończenia prac remontowych budynku mieszkalnego znajdującego się na niej oraz przejścia osób wykonujących prace budowlane".

- Złożyliśmy zażalenie w tej sprawie, ponieważ nie jest tak, że właścicielka kamienicy nie ma dojazdu do swojej posesji. Droga dojazdowa zlokalizowana jest od głównej ulicy z drugiej strony budynku - wyjaśnia zarząd spółdzielni.

Sęk w tym, że dojazd, o którym mówi zarząd, to - jak tłumaczą włodawianie - jedynie wąskie na półtora metra przejście między kamienicami.

- Większy samochód tamtędy nie przejedzie, poza tym z sąsiedniej kamienicy spadają na to przejście cegły. Nie wjedzie tamtędy karetka ani straż. Na pewno też nie zmieści się śmieciarka - przekonują.

Tak też uzasadniał swoją decyzję Sąd Okręgowy, który po rozpatrzeniu sprawy uznał, że jednak "nieruchomość ta ma dostęp do drogi publicznej. Do drogi tej bezpośrednio przylega budynek (...), a za budynkiem (w granicach ewidencyjnych tejże działki) znajduje się przejście, z którego wnioskodawczyni nie korzysta".

Obecnie toczy się postępowanie sądu o ustanowienie drogi koniecznej. Sprawa utkwiła w martwym punkcie, bo sąd uznał za stronę także właścicieli kamienicy sąsiadującej z nieruchomością włodawian, która ma nieuregulowane kwestie własnościowe.

- Utopiliśmy w ten budynek już mnóstwo pieniędzy. Nie sądziliśmy, że napotkamy na taki opór i utrudnienia z każdej strony. Chcieliśmy, aby coś powstało, zainwestowaliśmy pieniądze i teraz tylko na tym tracimy - tłumaczą właściciele kamienicy.

 

Straż miejska walczy o porządek

Od jakiegoś czasu właścicielkę kamienicy ściga też straż miejska za nieporządek na posesji. Przed budynkiem gromadzone są odpady z remontu, stoi też kontener na śmieci.

- Nie mam możliwości tego posprzątać, część z tych rzeczy w ogóle nie jest moja. Jak mam to uprzątnąć, jak nie mam dostępu do działki? Nie przerzucę przez siatkę kontenera - tłumaczy się włodawianin. - Jednak straży miejskiej to nie interesuje, nie interesuje też, że ogrodzenie spółdzielnia postawiła bezprawnie na mojej działce. Wiem, dlaczego tak się dzieje. W zarządzie tej spółdzielni są pracownice urzędu miasta...

 Komendant straży miejskiej zapewnia, że wielokrotnie prosili właścicieli o posprzątanie terenu, a ponieważ nic się w tej kwestii nie zmieniło, postanowili podjąć dalsze kroki.

 - Nam chodzi wyłącznie o to, aby posesja została wreszcie uporządkowana. Już wcześniej zwracaliśmy się do właściciela posesji z prośbą o posprzątanie działki, jednak tego nie zrobił. Zgodnie z prawem właściciel terenu ma obowiązek utrzymania posesji w czystości. W związku z tym wyznaczyliśmy czas na jej uprzątnięcie i ponieważ to się nie stało, skierowaliśmy wniosek o ukaranie do Sądu Rejonowego w Chełmie - wyjaśnia Marek Huk, komendant straży miejskiej.


Zobacz też:

Galeria Chełm jeszcze w tym roku?


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaRafał Stachura życzenia
Reklama
Reklama
Reklama