Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Emka 3.2024 życzenia
Reklama

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr?

Pomocy szukali w wydziale oświaty, u prezydent miasta, aż w końcu trafili do radnych. Rodzice dzieci niepełnosprawnych domagają się, by dyrektor Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 3 poniosła konsekwencje za narażenie podopiecznych na niebezpieczeństwo i zarzucają jej opieszałość w poszukiwaniu nowego ośrodka hipoterapii.
Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr?

Temat był omawiany na ostatniej komisji oświaty. Wnioskował o to wcześniej radny Paweł Białas, do którego rodzice zwrócili się z prośbą o pomoc. Na spotkanie przyszli przedstawiciele rodziców i dyrektor Bożena Koniczuk, pod której adresem padają oskarżenia o zaniedbanie i narażenie na niebezpieczeństwo dzieci podczas zajęć hipoterapii. Była też wicedyrektor Trójki Alicja Grzywacz.

Dyrektor Koniczuk opowiedziała, jak przebiegała procedura wyłonienia stadniny, w której dzieci będą miały zajęcia, oraz przewoźnika, który dowiezie je na miejsce. Niestety trwało to tak długo, że w międzyczasie wybrana stadnina zrezygnowała ze współpracy. Szkoła zakupiła swoim podopiecznym kaski ochronne, ale nie miały gdzie ich używać.

Jednak jak stwierdziła dyrektor Koniczuk, wreszcie kamień spadł jej z serca, bo... dzień przed komisją udało jej się podpisać umowę z nową stajnią, a zajęcia będą odbywały się na terenie Trójki.

- Sprawdziłyśmy kwalifikacje pań ze stadniny Amazonia. Mam nadzieję, że zajęcia będą przebiegały zgodnie z oczekiwaniami rodziców - podsumowała dyrektorka.

Radna Ewa Suchań chciała jednak wiedzieć, co wydarzyło się wcześniej, czyli w okresie, kiedy rodzice zaczęli się skarżyć na warunki panujące w stajni w Janowie.

- Kiedy ja uczestniczyłam w tych zajęciach, przebiegały one prawidłowo. Przywitał nas pan, odebrał od nas dzieci i posadził na konie. Przy koniu znajdowały się trzy osoby. Po zajęciach oddawał dzieci z powrotem. Nie stwierdziłam, żeby naruszone zostały zasady bezpieczeństwa - wyjaśniła Koniczuk.

- A czy nie zastanowiło panią, dlaczego wszyscy nagle rezygnują z tych zajęć? Ile razy pani na nich była? Czy po jednym razie uznała pani, że wszystko wygląda prawidłowo? - dopytywał radny Paweł Białas.

- Nie wszyscy rodzice byli niezadowoleni z zajęć, tylko troje. Dwoje z tych dzieci zakończyło już edukację w naszym zespole - stwierdziła dyrektorka. Rzeczywiście, byłam na tych zajęciach tylko raz, ale przez bodajże trzy miesiące jeździła wicedyrektor, która nigdy nie zgłosiła nieprawidłowości.

Okazało się, że prawda jest nieco inna. - Do stadniny jeździłam od 9 marca 2016 do 24 maja 2016 roku, ponieważ pani pedagog została odsunięta od tych zajęć - wyjaśniła wicedyrektor Grzywacz. - Wówczas konia prowadzała osoba niepełnosprawna, ale dziecko asekurowała osoba uprawniona. Nie zauważyłam nieprawidłowości, więc ich nie zgłaszałam. W październiku zastrzeżenia zgłosiła pani logopeda, która raz pojechała na zajęcia. Stwierdziła, że bała się o bezpieczeństwo dzieci, bo konia prowadzała osoba niepełnosprawna i asekurowała też osoba niepełnosprawna. Pracownice świetlicy także zgłaszały mi ustnie te nieprawidłowości. Poprosiłam, aby napisały notatki służbowe. Z pięciu osób, które zgłaszały takie nieprawidłowości, notatki napisały tylko trzy. Wraz z pismem przekazałam je pani dyrektor.

Radny Białas chciał wiedzieć, dlaczego pani pedagog zabrakło na tych zajęciach. Dyrektorki ośrodka bronił dyrektor wydziału oświaty, który zaapelował, aby nie zajmować się kompetencjami pani dyrektor. - Nie wchodźmy w takie kwestie. Najważniejsze jest to, że dzieci jadąc na zajęcia, muszą mieć zapewnioną opiekę. Na miejscu przejmuje je organizator zajęć - tłumaczył dyrektor Augustyn Okoński. - A te pytania zmierzają nie w tym kierunku.

- Doskonale pan wie i ja to wiem, że pani pedagog została odsunięta, bo zgłosiła nieprawidłowości na zajęciach hipoterapii - stwierdziła Ewa Suchań. - Chyba jest to ważna kwestia.

Dyrektor Koniczuk zaprzeczyła, że pedagog zgłaszała jej jakieś uwagi krytyczne na temat zajęć. Takich uwag nie było także ponoć od rodziców.

Do dyskusji włączył się wiceprezydent Stanisław Mościcki, który porównał to spotkanie do komisji śledczej. - Ktoś chce tu zbić swój prywatny kapitał. Bardzo bym prosił, aby pani przewodnicząca tak poprowadziła obrady, aby była to normalna komisja oświaty, a nie taka, która próbuje zrobić ofiarę z pani dyrektor - domagał się wiceprezydent.

Głos mieli zabrać także rodzice, jednak uniemożliwiono im zadanie pytań, które sobie przygotowali, i na które od ponad pół roku próbują uzyskać odpowiedź. Matka, której pozwolono jednak opowiedzieć o problemie, potwierdziła, że rodzice zgłaszali do dyrektor Trójki nieprawidłowości, na dowód tego mają kopię pisma. Ponadto sami znaleźli stadninę do prowadzenia hipoterapii.

- Nie zrobiła pani kompletnie nic dla naszych dzieci - stwierdziła wprost. - Po raz któryś przychodzimy i prosimy o pomoc. Narażała pani bezpieczeństwo naszych dzieci i wiedziała, co się dzieje.

Reakcją dyrektorki na zarzuty było stwierdzenie, że czuje się zaszczuta i osaczona. Przewodnicząca Suchań zwróciła uwagę na kilka faktów, które padły na sali i... pozostawiła je bez komentarza, życząc dyrektor Koniczuk więcej pokory.

- Nie tego się spodziewaliśmy. Liczyliśmy na to, że radni będą bardziej zainteresowani tematem. Zajęcia z hipoterapii wracają, ale za to, co działo się wcześniej, nikt nie poniósł żadnych konsekwencji - mówią rozgoryczeni rodzice.


Podobne artykuły: 

Hipoterapia wzbudziła kontrowersje

Będzie przetarg na hipoterapię

Rodzice biorą sprawy w swoje ręce

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
O! 04.12.2018 16:27
Kto tutaj miesza?

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama