W mieszkaniu przy ul. Rolniczej w poniedziałek w nocy (z 11 na 12 września) odbywała się alkoholowa libacja. 57-letni gospodarz domu pił z dwoma 54-letnimi znajomymi i 47-letnią kobietą. W pewnym momencie między właścicielem lokalu a jednym z gości doszło do kłótni. Jak na razie nie wiadomo, co rozpętało burzę. Ponoć 57-latek kierował pod adresem kolegi obelżywe słowa, a ten się zdenerwował, złapał za szklaną popielnicę i przyłożył nią kilka razy w głowę starszego kompana. Poszkodowany stracił przytomność. Nikt nie sprawdził, czy żyje, nikt go nie ratował. Pili dalej. Dopiero we wtorek wieczorem kobieta zreflektowała się i wezwała karetkę pogotowia. Wtedy jednak na ratunek było już za późno. 57-latek zmarł. Przyczyną zgonu był krwiak podtwardówkowy. Na głowie miał kilka ran od uderzenia tępym przedmiotem. Pierwotnie śledczy podejrzewali nawet, że sprawca tłukł swą ofiarę młotkiem.
Takie są wstępne ustalenia prokuratorskie. Śledczy nie zdradzają na razie więcej szczegółowe dla dobra sprawy. Trwa analizowanie okoliczności zdarzenia i przesłuchiwani są świadkowie. Nie wiadomo na razie, czy 54-latek sam pobił gospodarza domu, czy miał w tym jakiś udział również drugi z imprezowiczów, ponieważ na jego spodniach znaleziono plamy krwi.
W ubiegłym tygodniu obaj mężczyźni usłyszeli zarzuty pobicia ze skutkiem śmiertelnym, za co grozi im do 10 lat pozbawienia wolności. Prokuratura wnioskowała również dla obu o tymczasowe areszty. Sprawa jednak nie jest do końca jasna, a zeznania rozbieżne. Jeśli okaże się, że do zgonu przyczynił się tylko jeden z nich, odpowie za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu skutkującego śmiercią, za co kodeks karny przewiduje od 2 do 12 lat pozbawienia wolności.
Kobiecie, która imprezowała z podejrzanymi mężczyznami, grożą 3 lata pozbawienia wolności za nieudzielenie pomocy człowiekowi znajdującemu się w sytuacji zagrażającej utratą życia.
Napisz komentarz
Komentarze