Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama Bank Spółdzielczy

Potrójne morderstwo w Piaskach Szlacheckich

Obuchem od siekiery zmasakrował matkę i ojca. Śmiertelne ciosy zadał też 84-letniemu krewnemu. Zwłoki ukrył pod styropianem i plandeką, a wcześniej posypał je wapnem. Do tej wyjątkowo okrutnej zbrodni przyznał się jeden z synów ofiar. Niedawno wyszedł z więzienia za znęcanie się nad rodziną i rozboje. Teraz grozi mu nawet dożywocie.
Potrójne morderstwo w Piaskach Szlacheckich

Zbrodnia wyszła na jaw w czwartek po południu. Zaniepokojona córka, nie mogąc skontaktować się z rodzicami, zawiadomiła policję. Najwyraźniej bała się o bezpieczeństwo ojca i matki, bo w czerwcu wyszedł z więzienia jej 30-letni brat z kryminalną przeszłością.

Pod wskazany adres w Piaskach Szlacheckich został wysłany patrol policji. Drzwi do domu były otwarte. Kiedy mundurowi weszli do środka, dokonali makabrycznego odkrycia.

- Znaleźli zwłoki trzech osób: małżeństwa w wieku 54 i 57 lat oraz ich 84-letniego krewnego, który z nimi zamieszkiwał. Obrażenia na ciałach wskazywały, że doszło do zabójstwa - informuje podkom. Piotr Wasilewski, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Krasnymstawie.

Tragedia podczas Pikniku Modelarskiego w Sawinie >>SPRAWDŹ<<

Na miejscu zbrodni przez kilka dni pracowali policjanci nadzorowani przez prokuratorów, biegli z zakresu medycyny sądowej i technicy kryminalistyki. Śledczy zabezpieczyli ślady i wiele narzędzi, które mogły być wykorzystane do morderstwa. Oględziny wykazały, że ofiary miały obrażenia twarzoczaszki i rany na potylicy. Okazało się, że śmiertelne ciosy zostały zadane obuchem siekiery.

- Zwłoki leżały na betonowej wylewce. Były przysypane wapnem, zamaskowane styropianem i przykryte plandeką. Według wstępnych oględzin, ciała znajdowały się tam co najmniej 32 godziny - informował w piątek Jerzy Ziarkiewicz, szef Prokuratury Okręgowej w Zamościu.

W budynku mieszkało pięć osób. Oprócz ofiar, domownikami byli jeszcze dwaj synowie małżeństwa. Podejrzenie o dokonanie zbrodni od razu zostało skierowane w ich stronę. Policjanci zastali na miejscu młodszego z nich, 28-letniego Przemysława C. Był trzeźwy i zszokowany wizytą policjantów. Podobno nie miał świadomości, że w domu rozegrała się straszliwa zbrodnia. Mimo to został zatrzymany.

Niemal natychmiast rozpoczęły się poszukiwania drugiego z braci, który zniknął z domu. To właśnie 30-letni Krzysztof C. znęcał się wcześniej nad rodziną.

- Mężczyzna wyszedł z więzienia 9 czerwca, gdzie odsiedział w całości 3,5-letni wyrok za znęcanie się nad rodzicami i bratem oraz za rozboje. Mamy informacje, że już po wyjściu na wolność przynajmniej raz zaatakował matkę - wyjaśniał w piątek prokurator Jerzy Ziarkiewicz.

Poszukiwany 30-latek szybko został schwytany. Właściwie to nawet wpadł na własne życzenie na terenie Warszawy, gdy stołeczni mundurowi wylegitymowali go za nieobyczajne zachowanie pod wpływem alkoholu. Mężczyzna miał w organizmie ponad 2 promile i trafił do izby wytrzeźwień. W tym samym czasie rozeszła się informacja, że ściga go krasnostawska policja.

Podejrzany o zbrodnię 30-latek został przewieziony ze stolicy i oddany pod kuratelę śledczych z Prokuratury Okręgowej w Zamościu. W sobotę prokurator przesłuchał obydwu zatrzymanych braci. W trakcie czynności procesowych okazało się, który z nich odpowiada za dokonanie zbrodni. Śledczy zastrzegają, że nie chodzi o motyw rabunkowy.

- Zarzuty zabójstwa trzech osób usłyszał Krzysztof C. Przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia. Jednakże ze względu na dobro śledztwa nie ujawniamy na tym etapie żadnych szczegółów - poinformował w sobotę prokuratur okręgowy Jerzy Ziarkiewicz.

W obecności psychologa młodszy z braci Przemysław C. został przesłuchany jedynie w charakterze świadka. Z ustaleń śledczych wynika, że 28-latek nie brał udziału w zbrodni. Po przesłuchaniu został zwolniony z aresztu.

Od mieszkańców Piask Szlacheckich dowiadujemy się, że 54-letnia Jolanta C. i 57-letni Janusz C. mieszkali w Piaskach Szlacheckich od czterech lat. Wuj mężczyzny, 84-letni Stanisław M. przepisał im gospodarstwo, bo nie miał dzieci. Najbliższy sąsiad Wiesław Włoch widział ich po raz ostatni w środę.

- Jak dowiedziałem się o morderstwach, to nie mogłem spać przez całą noc. Czasami ogląda się takie rzeczy w telewizji, a teraz dzieją się tuż za własnym progiem. To byli naprawdę bardzo spokojni i porządni sąsiedzi. Młodszy z braci też zawsze przywitał się i ukłonił. Mieszka tu ze dwa lata - opowiada Wiesław Włoch.

- Starszy z braci pojawił się w czerwcu. Ludzie czasami gadali, że miał problemy z prawem, ale dopiero teraz mówi się o jakimś znęcaniu. Jego rodzice nigdy o tym nie mówili i nie skarżyli się, że coś jest nie w porządku. Dlatego tym trudniej pojąć, co tu się stało i jakie były przyczyny tej zbrodni - dodaje sąsiad zamordowanych.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Temida 28.08.2017 21:51
Przywrocić ksrę śmierci!!! To vędzie powrot sprawiedliwej kary dla tej besti!

Piotr 17.07.2017 14:28
cytat - ".. teraz grozi mu NAWET dożywocie..." , brzmi tak jakby autorowi było go żal że biedakowi grozi nawet dożywocie.... straszne. Osobiście zamieniłbym słowo "nawet" na "tylko" .

Reklamabaner reklamowy
Reklama
Reklama
Reklamabaner reklamowy
Reklama
News will be here
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama