Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Baner reklamowy - firmy Północ Nieruchomości
Reklama Stachniuk Optyk

Tak powstało radio Bon Ton

Dziennikarz Rysiek Szymański i początkujący biznesmen Jarek Martyniuk mieli pomysł. Może trochę szalony... Radiowiec Janusz Łuczkowski zaoferował swoje umiejętności. Właściciele trzech chełmskich firm zaryzykowali i wyłożyli pieniądze. I tak w 1996 roku rozpoczęły się przygotowania do powstania lokalnego radia. Rok później na 104,9 FM zabrzmiał jingiel "Bon Ton radio...".
Tak powstało radio Bon Ton

Dwaj przyjaciele, niespokojne duchy, ciągle poszukujący pomysłu na biznes, wymyślili chełmskie radio. Zaczęliśmy szukać kogoś, kto ma odpowiednie umiejętności - wspomina Ryszard Szymański. - W tym czasie do Chełma, jako rzecznik wojewody chełmskiego, powrócił Janusz Łuczkowski. Tak naprawdę to tylko on znał się na radiu. Szybko okazało się, że to był dobry strzał. I tak w 1996 roku zaczęliśmy we trzech tworzyć lokalną stację radiową.

Do szczęścia brakowało już tylko inwestora. Znalazł się i to nie jeden... - Prowadziliśmy różne rozmowy biznesowe, organizowaliśmy spotkania, w końcu zapadła decyzja o powstaniu spółki akcyjnej, do której weszło trzech, a nawet czterech inwestorów. Były to firmy Antro Andrzeja Trocińskiego, Telektrim Bogdana Śliwińskiego i Romana Hondry oraz Hurtownia Arkadia Jerzego Olchowskiego - tłumaczy Szymański. - Gwarantem  całego przedsięwzięcia natomiast był Bank Depozytowo-Kredytowy, którego dyrektorem był Zenon Pluta.

Pierwszy nabór

Informacja o tym, że powstaje lokalne radio, rozeszła się po mieście bardzo szybko. W wielu młodych ludziach obudziła skrywane pragnienia i nadzieję na atrakcyjną pracę. Zgłosiło się kilkanaście osób. Janusz Łuczkowski dokonywał pierwszej selekcji. Ważny był dobry głos, ale liczyła się także wiedza i chęć do nauki.

- Przed nami była naprawdę ciężka praca. Popołudniami spotykaliśmy się na szkoleniach w sali wynajmowanej w IV LO. Najlepiej oczywiście bawiliśmy się podczas zajęć z emisji głosu - opowiada Szymański.

Eliminacje przeszli m.in. Wanda Jaroszczuk, Dorota Bajer, Małgorzata Makowska, Marcin Firlej, Jarosław Bataszew, Tomasz Moskal, Waldemar Nowak, Dariusz Kostecki, Mieczysław Suski, Jarosław Tulikowski, Mirosław Majewski, Wojciech Manowiec, Mariusz Matera.

Radio to było dla nas wszystkich coś wyjątkowego, wyzwanie, ale też niesamowita przygoda. Ja bez namysłu zrezygnowałam z pracy w Dzienniku Wschodnim, bo uznałam, że radio to jest to, co chcę robić - wspomina Wanda Jaroszczuk.

- Bardzo się napaliłem na ten temat, zresztą chyba jak wszyscy - wspomina Mariusz Matera. - Dołączyłem do grona zapaleńców i zabrałem się do roboty. Najpierw szkolenia, później remont w Chadeku. Ostatecznie nie podpisałem umowy o pracę, wróciłem do MOK, ale zostałem współpracownikiem radia. Nie wiem, czy ktoś jeszcze pamięta, że pierwszy dżingiel radia, który towarzyszył stacji przez lata, był właśnie moją kompozycją. Mówię o tym, bo jestem z tego dumny.

O tym, że w Chełmie powstać ma radio, Tomasz Moskal dowiedział się od... taty.

- Tata, wiedząc, że radio jest moją miłością i pasją, przyniósł informację o tym, że kilku lokalnych przedsiębiorców i dziennikarzy będzie tworzyć lokalną stację radiową. Zgłosiłem się na rozmowę kwalifikacyjną i zostałem radiowcem - wspomina. - Byliśmy jak pionierzy. Uczyliśmy się zawodu, radiowej specyfiki, rozkręcaliśmy to wszystko.

Studio w Chadeku

Wydzierżawili dwa pomieszczenia w Chełmskim Domu Kultury i zaczęli burzyć ściany, żeby powstał newsroom dla serwisowców, studio i pokój dla realizatorów.

- Doskonale to pamiętam. Skuwaliśmy ściany i wynosiliśmy gruz z pomieszczeń, które za kilka tygodni miały zostać pierwszą siedzibą redakcji - mówi Tomasz Moskal. - To był rewelacyjny czas nowych doświadczeń, ekscytacji wynikającej ze spełniania zawodowych marzeń i poczucia, że wspólnie tworzymy coś ważnego.

Gdy w ChDK przygotowywano redakcję, trwały zabiegi związane z procesem koncesyjnym, rozmowy dotyczące wyposażenia studia.

- Mieliśmy spory zgryz związany ze stroną techniczną, częstotliwością FM. Pamiętam, że pierwszą antenę kupiliśmy w firmie Tesla. Przyjechała do nas pociągiem z Czech w drewnianej skrzynce. Wyglądało to trochę jak opakowanie na kałasznikowa. Musiałem się gęsto tłumaczyć celnikom z tej przesyłki - wspomina Ryszard Szymański.

5 kilometrów kabli

- Budowa studia rozpoczęła się w momencie, kiedy było już niemal pewne, że otrzymamy koncesję. Oczywiście decyzja ta była poprzedzona przesłuchaniami koncesyjnymi, na które nawet ja dwa razy jeździłem do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji - opowiada Jarek Tulikowski. Zatrudniony zostałem na etacie realizatora dźwięku. Od początku zajmowałem się stroną techniczną radia.

Budowa studia trwała ok. 2-3 miesiące. Prace adaptacyjne przestrzeni robiła firma Antro, jeden z udziałowców radia, technologia radiowa należała do firmy z Warszawy.

- Ułożyliśmy ok. 5 km kabli. Projekt był bardzo nowoczesny jak na ówczesne czasy - wspomina Tulikowski. - Mieliśmy zrobione połączenie kablowe z reżyserką sali widowiskowej Chadeku, drugie łącze było wyprowadzone na tzw. tarasy przed domem kultury, gdzie czasami organizowaliśmy studio plenerowe. Łącze pośrednie wyprowadzone było w kawiarni, dzięki czemu mogliśmy na żywo robić relacje z koncertów, a także debat politycznych, które tam organizowaliśmy. W pierwszym roku działalności, dzięki pomocy Telekomunikacji, zrobiliśmy nawet w radiu transmisję pasterki z kościoła na Górce...

Zanim radio rozpoczęło normalną pracę, miało tzw. próbną emisję. - W tym czasie puszczana była tylko muzyka i dżingle promujące radio - wspomina Tulikowski. - Graliśmy to na radioodtwarzaczu kupionym w sklepie gospodarstwa domowego. Wkładało się tam kilka płyt, sprzęt podłączony był do miksera i gotowe.

Produkcja dżingli i później reklam odbywała się po zakończeniu programu, czyli po godz. 24. Wtedy dopiero do studia mogli wejść realizatorzy.

- Nie było wyjścia, pracowaliśmy w nocy i często kończyliśmy o 5 rano, kiedy to do pracy przychodzili już dziennikarze. Program zaczynał się o godz. 6 - opowiada Tulikowski.

Do ekipy technicznej dołączył także Przemek Rogalski świeżo upieczony maturzysta, absolwent technikum elektronicznego. - Bardzo chciałem pracować w radiu, fascynowała mnie technika, ludzie radia.

 Lokalne wiadomości w trzech językach

Dziennikarze przygotowujący wiadomości lokalne i materiały publicystyczne zaczynali pracę wcześnie, około godz. 5, bo o godz. 6 szedł już pierwszy serwis, a kończyli późno, o godz. 22.

- Pracowaliśmy oczywiście w systemie zmianowym, ale i tak nie było łatwo. Nie wszyscy radzili sobie także ze stresem spowodowanym prezentowaniem serwisów na żywo, zwłaszcza że dość często zacinał się program i nagle wiadomości nie przewijały się na monitorze - wspomina Jaroszczuk.

Redaktor naczelny radia Janusz Łuczkowski wymyślił, że serwisy lokalne będą nadawane także w języku ukraińskim i angielskim, ponieważ radia przy granicy słuchają ludzie różnych narodowości. Czytali je "językowcy", m.in. Elżbieta Zakrzewska i Nick Tkaczuk.

Mirek Majewski przygotowywał serwisy, bawił się trochę reportażem. Jego pierwszy materiał reporterski w Bon Tonie opowiadał historię klątwy rabina z Wojsławic. - Przywiozłem do redakcji hektolitry materiału i trzeba było zrobić z tego parominutowy reportaż. Montaż zacząłem ok. godz. 16, a skończyłem o 4 nad ranem. Potem usłyszałem ocenę mojej pracy: zgrabna wprawka - wspomina. Moja przygoda z Bon Tonem nie trwała zbyt długo, bo po pół roku zmieniłem stację na radio Lublin.

 Trudne rozmowy o pieniądzach

Gdy Iwona Klepka przeczytała w Tygodniku Chełmskim, że w mieście powstaje lokalne radio, stwierdziła, że to coś dla niej. Była wówczas studentką marketingu. To była okazja, aby sprawdzić się w praktyce. Przyszłam na rozmowę  i rozpoczęłam pracę w dziale marketingu. Przez pierwsze dwa miesiąca jako wolontariusz, później już jako pełnoprawny pracownik - wspomina.

Na początku biuro reklamy mieściło się tam, gdzie redakcja, czyli w ChDK. Szybko jednak zaczęło się robić ciasno i szefostwo zdecydowało o przeniesieniu biura. Tak powstał Wschodni Dom Reklamy przy ul. Wojsławickiej w budynku Escottu. - Tę nazwę wymyślił Rafał Samborski, który także z nami wtedy pracował - przypomina Iwona.

Edytę Kusiak do pracy w biurze reklamy namówiła właśnie Iwona. - Byłam wtedy w trakcie studiów. Przyszłam na rozmowę z ówczesnym szefostwem i zostałam przyjęta - mówi Edyta. - Kiedy przeprowadziliśmy się na Wojsławicką, mieliśmy tylko wykładzinę i telefon podłączony do gniazdka. Czekaliśmy na meble - wspomina Edyta. - Takie były początki Wschodniego Domu Reklamy. Pracowała także z nami Jolanta Szymańska.

- Meble skręcaliśmy sami, więc można powiedzieć, że Wschodni Dom Reklamy zbudowaliśmy od podstaw - śmieje się Iwona.

Edyta Kusiak dodaje, że na początku niełatwo było namówić firmy na reklamę w dopiero raczkującym radiu. Ludzie sceptycznie podchodzili do tego pomysłu. - Z każdym rozmawialiśmy osobiście, nie było internetu i telefonów komórkowych - tłumaczy. - Atmosfera w pracy była fajna, bo radio skupiało fajnych ludzi.

 Bez muzyki nie ma radia

- Założenie było takie, aby przyjąć do pracy naturszczyków, bez złych nawyków i po prostu nauczyć ich tej pracy. I to się udało - tłumaczy Jarek Bataszew.  - Nikt nie był w tym radiu dla pieniędzy czy sławy. Byliśmy typowymi fascynatami, ludźmi, którzy kochali to, co robili. Na początku zdarzało się pracować po 18 godzin, ale nikt nie narzekał. Ja z racji moich zainteresowań zajmowałem się w Bon Tonie muzyką. 

Bataszew w Bon Tonie przepracował dwa lata na etacie, przez następne - jako współpracownik. Prowadził poranki, zajmował się muzyczną stroną radia, ale - jak mówi - zdarzało mu się też być serwisowcem.

- Podczas zapowiedzi serwisu zaliczyłem jedną ze swoich wpadek. Miałem przeczytać, że słynny gangster Pershing nie przyznaje się do winy, a powiedziałem, że nie przyznaje się do miny - śmieje się nasz rozmówca. - Popełnialiśmy wiele błędów, też językowych...

Był pierwszym DJ radia i pierwszym, który sam się zrealizował:  - Odważyłem się usiąść za konsoletą i na żywo prowadzić program. Pamiętam to uczucie: 30 sekund do końca piosenki, ściska w gardle i masz szczękościsk. Ale jakoś poszło. Później było już coraz lepiej i stres coraz mniejszy.

Misję tworzenia bazy muzycznej Janusz Łuczkowski powierzył Tomkowi Moskalowi.

 - Zdecydowałem o kupnie zbiorów płytowych. W początkowym okresie mieliśmy do dyspozycji około 200 tytułów. Byłem też odpowiedzialny za muzyczny wizerunek stacji, układałem tzw. playlisty - dodaje Moskal. On i Jarosław Tulikowski najdłużej z całej pierwszej ekipy wytrwali w radiu Bon Ton. W późniejszym okresie, kiedy zmienił się właściciel radia (zostało kupione przed przedsiębiorcę z Białej Podlaskiej) obaj zarządzali stacją.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama