Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama baner reklamowy

Chełm. Rzemieślnik z ulicy Kolejowej – świadek zmieniającego się świata

Jak cenne są rzemieślnicze umiejętności, przekonuje się ten, kto stoi przed popularnym dziś pytaniem „Naprawić czy kupić nowe?”. Dzisiaj naprawia się już rzadko – zmienił się świat i człowiek, użytkownik rzeczy. Okazuje się jednak, że wprawny fachowiec potrafi nie tylko naprawić, ale obdarzyć klienta cenną radą. Tak, jak pan Henryk Onyszko, znany chełmski szewc, który obuwie mieszkańców miasta naprawiał przez 38 lat...
Chełm. Rzemieślnik z ulicy Kolejowej – świadek zmieniającego się świata

Źródło: red

Wkrótce, z bólem serca, ale idąc za głosem rozsądku, będzie musiał zamknąć swoje ukochane „królestwo”. Bo choć w jego zakładzie czas zatrzymał się w miejscu, na zewnątrz ciągle biegnie do przodu...

Niewielki budyneczek przy ulicy Kolejowej 59 skrywa całe bogactwo tej niemal 40-letniej działalności. Pracy trudnej, pełnej wyzwań, brudnej i niewdzięcznej. A jednak, na swój sposób, pięknej. Bo to dzięki doświadczeniu i dłoniom pana Henryka buty odzyskują swój dawny blask, a klienci przekonują się, że nie zawsze warto kupować tańsze obuwie. 

- Czy buty na przestrzeni tych lat się zmieniły? Oczywiście! Niegdyś ich konstrukcja była mniej skomplikowana, były solidniejsze, prostsze w naprawie i dłużej służyły. Dzisiaj klienci przynoszą mi do naprawy głównie sportowe buty wykonane, mimo wszystko, z kiepskich, sztucznych materiałów. Niszczą je oczywiście warunki pogodowe, ale i sami użytkownicy. Młodzi ludzie nie rozsznurowują butów, wkładają stopy „na siłę”, czego efektem są zdarte zapiętki. I ja to następnie naprawiam, zazwyczaj przy użyciu mocniejszej skóry, aby efekty pracy służyły dłużej – zdradza pan Henryk.

Uczciwość i wiedza w jego zawodzie to podstawa. Klienci doświadczonego szewca liczą na to, że przychodząc do niego, uzyskają fachową pomoc i usłyszą, jak dbać o obuwie. A to, jak się okazuje, grzech numer dwa na liście głównych zaniedbań przeciętnego „zdzieracza” butów. 

- Dzisiaj o buty już nikt nie dba. Stoją zakurzone, zabłocone, a to wszystko wpływa na ich trwałość. Zwłaszcza na buty skórzane, które służą nam w okresach jesieni i zimy. Buty należy regularnie czyścić i konserwować. Przy użyciu pasty czy nawet zwykłego, tłustego kremu. Skóra musi być pielęgnowana. Jeśli nie jest, szybko niszczeje... – mówi pan Henryk.

Fachu uczył go wuj. To po nim odziedziczył dwie zabytkowe szewskie maszyny – łaciarkę i specjalną szlifierkę do profilowania kształtów obcasów i spodów. Jako kawaler pan Henryk pracował w państwowym przedsiębiorstwie, ale po założeniu rodziny zdecydował, że nauczy się podstaw zawodu i otworzy własny zakład. Jego rodzina potrzebowała pieniędzy na budowę wymarzonego domu. 

- I udało się. Miałem naprawdę mnóstwo klientów. Niektórzy wracają do mnie przez wiele, wiele lat, przychodząc z różnymi potrzebami. Czasami chodzi tylko o wymianę fleków, a czasami trzeba przykleić całe spody. I to też nie jest prosta sprawa. Obecnie bowiem produkowane są głównie z różnego rodzaju gum i na kleje reagują bardzo różnie. W zasadzie do każdego rodzaju gumy powinno używać się odpowiedniego kleju, ale ich dostępność jest jednak ograniczona. Kiedyś trwalsze były i spody, i kleje. Obecnie muszę kleić podeszwy nawet po kilka razy, niestety – mówi o realiach pracy pan Henryk.

Praca szewca wyniszczyła go zdrowotnie. Przez 38 lat siedział w zakładzie w oparach kleju i wdychał wszechobecny pył. Skończyło się astmą i lekarskim zaleceniem, aby odpuścić, odpocząć. Że pora już „zejść ze sceny”. Że nawet dla tak nieocenionego mistrza czas się po prostu skończył. 

- Najbardziej żal mi tych starych, zabytkowych maszyn. Bo i co z nimi zrobię? Mogę sprzedać, ale kto dziś zechce uczyć się zawodu? Po co? Ludziom nie chce się kupować butów na lata. Wolą szybciej, taniej. „Zniszczę, to wymienię” - taki panuje dziś pogląd. Ja jednak przekonuję, że o buty trzeba i warto dbać. Że klasycznych, eleganckich butów nie zastąpi żadna azjatycka podróbka. Bo dobry but to znacznie więcej, niż tylko ochrona stopy – to pewien styl, „smak”, kultura. Dziś się już o tym nie pamięta – wzdycha z żalem pan Henryk.

Rozgląda się po ścianach budyneczku, który przez 40 lat widział przecież wiele. Przynoszone tu były buty, w których chodziły niemal dwa pokolenia Polaków. I w których zapisała się ich osobista historia. To, jak się zmienialiśmy. Na lepsze lub gorsze...

Czytaj także:



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Reklama
Reklama
Reklama